Każdemu z nas zdarzy się czasem wybuchnąć. Gniewem, śmiechem, płaczem – w zależności od sytuacji. Za każdym razem taka reakcja pokazuje jedno: nie udało nam się zapanować nad emocjami, wzięły one górę nad rozsądkiem i regułami dobrego wychowania.
Bardzo podobnie rzecz się ma z emocjami u psów. Można powiedzieć, że psy mają „fabrycznie” wbudowany gaz, ale zapomniano im wbudować hamulce 🙂 W naturalnym środowisku hamulce te „wbudowuje” szczeniętom matka, a później – starsi członkowie stada, którzy korygują nadmierną ekscytację podrostków. W przypadku psów mieszkających w naszych domach tę rolę musimy przejąć my.
O co chodzi z tą samokontrolą?
Chodzi o to, by nasz pies potrafił nie tylko błyskawicznie się pobudzić na widok innego psa, kota czy zabawki, ale i szybko uspokoić. Aby zdążył pomyśleć zanim rzuci się w pogoń za samochodem. Żeby potrafił na tyle pohamować swoje instynkty, by nie upolować papugi latającej po mieszkaniu.
Jak zacząć?
Proponuję zacząć od najprostszej, codziennej czynności: od karmienia naszego psa. Najłatwiej zaczynać takie ćwiczenia ze szczeniakiem, bo nie ma on jeszcze złych nawyków, ale każdy pies jest w stanie się tego nauczyć, bez względu na wiek. W ćwiczeniu tym bazujemy na podstawowym instynkcie psa, czyli dążeniu do zaspokojenia głodu.
„Spokojna miska”
Bardzo często już podczas nakładania jedzenia do miski psiak nie może opanować niecierpliwości. Ekscytuje się, skacze, poszczekuje, tańczy w kółko i rzuca się na jedzenie jeszcze zanim uda nam się postawić miskę na podłodze. Jeśli dostanie je wtedy, to utrwalamy mu skojarzenie: „ekscytacja = dają mi jeść”, czyli „takie zachowanie mi się opłaca”. W efekcie pies zaczyna reagować ekscytacją i pobudzeniem za każdym razem, gdy mamy coś fajnego w ręce, gdy czegoś od nas chce, a spirala emocji się nakręca.
Jak to odkręcić?
Na początku wprowadzania ćwiczenia każdą porcję jedzenia dzielimy na kilka mniejszych, aby przy każdym karmieniu powtórzyć ćwiczenie kilkakrotnie. Nakładamy do miski trochę jedzenia, czegoś co nasz pies uwielbia i co na pewno go pobudzi. Trzymamy miskę w górze i nie opuszczamy jej dopóki pies się nie uspokoi i nie zacznie zerkać na nas i na miskę jakby pytając „o co ci człowieku chodzi?”. Dopiero wtedy pomalutku zaczynamy opuszczać miskę w dół. Jeśli pies się zrywa i podbiega do miski – szybkim ruchem ponownie unosimy ją do góry. Gdy się uspokoi – znów pomału opuszczamy miskę.
Całe ćwiczenie przebiega w ciszy. Nie mówimy „nie” czy „zostaw”, nie każemy psu usiąść – to nie jest ćwiczenie posłuszeństwa. Ćwiczymy z psem umiejętność opanowania jego emocji, a każde wypowiedziane przez nas słowo będzie pobudzało psa i utrudniało mu to zadanie.
Początkowo pies nie wie o co nam chodzi i za każdym razem gdy opuszczamy miskę zrywa się do niej. Pozwólmy mu na to. Niech kilkanaście razy zrobi błąd – dzięki temu sam wymyśli zasadę: „podchodzę – miska ucieka, nie podchodzę – opada w dół”. Po kilku czy kilkunastu takich próbach uda nam się opuścić miskę 5-10 cm nad podłogę. Jeśli pies nie zrywa się – jednym zdecydowanym ruchem stawiamy ją, mówiąc mu że może już jeść. Gdy pies potrafi już wyczekać do momentu postawienia miski, zaczynamy podnosić poprzeczkę – próbujemy postawić miskę, wyprostować się i dopiero pozwolić mu podejść.
Dobrze jest ustalić sobie jedno słowo, które oznacza „możesz wziąć to jedzenie” i używać go za każdym razem przy karmieniu. Dla moich psów jest to słowo „proszę”, ale każdy z Was może wymyślić sobie własne hasło 🙂
Docelowo w tym ćwiczeniu mamy móc postawić miskę na podłodze, wyprostować się, odejść, zrobić coś, np. pozmywać, a pies ma czekać i nie podchodzić do jedzenia dopóki nie usłyszy hasła oznaczającego „możesz jeść”.
Po co nam to ćwiczenie:
- Ogranicza ekscytację przy jedzeniu. Nadmierne pobudzenie jest niezdrowe dla psa – szybkie, łapczywe jedzenie mu nie służy, może spowodować problemy żołądkowe, wymioty, a nawet skręt żołądka; jest też niewygodne dla nas – nakręcony widokiem i zapachem jedzenia pies będzie wymuszał dzielenie się obiadem, wyrywał dzieciom kanapki z rąk, kradł ciasteczka ze stołu itp.
- Uczymy psa, że bez hasła oznaczającego „możesz jeść” jedzenie jest dla niego niedostępne, niezależnie od tego co to jest i gdzie leży. Odnosi się to nie tylko do ciastek na stole, ale i do „przysmaków” znalezionych podczas spaceru czy do kiełbasek piekących się na grillu – w obu przypadkach jedzenie nie powie psu „nie rusz”, a chwila naszej nieuwagi może się skończyć tragicznie.
- Uczymy psa, że chcemy aby był spokojny i zrównoważony bo tylko takie zachowanie będziemy nagradzać.
„Spokojne drzwi”
Druga sytuacja, w której najczęściej wybuchają emocje, to moment wychodzenia na spacer. Nieraz już samo wzięcie do ręki smyczy wywołuje euforię, szczekanie, skakanie do rąk i do drzwi. Jeśli pozwolimy psu w takim stanie umysłu wyjść z domu, to mamy ogromną szansę na problemy. Podekscytowany pies obszczeka sąsiadów na klatce czy w windzie, może „z rozpędu” zaatakować psa na ulicy, pogoni rowerzystę czy dzieci biegające za piłką – możliwości jest bez liku.
I to wcale nie oznacza że nasz pies jest agresywny. Robi to wszystko tylko dlatego, że musi jakoś rozładować emocje powstałe w momencie wychodzenia z nami z domu. Rozładuje je na pierwszym dostępnym mu „obiekcie”.
Jak zapiąć smycz?
Jeśli już samo wzięcie do ręki smyczy powoduje szaleństwo – przez dzień czy dwa zatrzymujemy się na tym etapie. W tym czasie przy każdej okazji bierzemy smycz do ręki i przenosimy z miejsca na miejsce, nosimy ją po domu bez celu. Chodzi o to, by „odczepić” w umyśle psa widok branej do ręki smyczy od wychodzenia na spacer, by go znieczulić na ten widok. Skoro smycz oznacza spacer tylko czasem a nie zawsze, to nie ma sensu szaleć na jej widok bo może znowu ją sobie tylko ponoszą i odłożą? Dążymy do tego, by pies na widok branej do ręki smyczy patrzył pytająco „co dalej?” zamiast szaleć i skakać.
Wyjście z domu
Gdy już nam się to udaje, przechodzimy do dalszej części ćwiczenia – do wychodzenia z domu. Zapinamy psu smycz i podchodzimy do drzwi. Ważne jest, żeby smycz była cały czas luźna – nie siłujemy się z psem, nie odciągamy go od drzwi. Ćwiczenie również wykonujemy w ciszy, żeby nie pobudzać psa.
Kładziemy rękę na klamce. Jeśli już na ten gest pies podchodzi do drzwi – puszczamy klamkę i czekamy. Psiak albo sam się odsunie od drzwi i popatrzy na nas pytająco, albo my go odsuwamy podchodząc do niego i lekko przepychając, żeby go sprowokować do odsunięcia się od wyjścia. Gdy się odsunie – ponownie chwytamy za klamkę. Jeśli nie ma reakcji, to leciutko uchylamy drzwi. Zwykle wtedy pies podbiega i stara się wcisnąć nos w szparę, więc ponownie zamykamy drzwi i odsuwamy go bez słowa. Gdy się odsunie i uspokoi – próbujemy znowu.
W ten sposób staramy się za każdym razem otwierać drzwi nieco szerzej, aż do momentu gdy drzwi są otwarte na oścież, a pies spokojnie czeka i nie próbuje sam wyjść. Dopiero wtedy robimy krok do przodu, dając mu jednocześnie hasło do wyjścia. Jeżeli wychodzimy na spacer, to samo wyjście jest już nagrodą dla psa za jego ciężką umysłową pracę J Jeśli tylko ćwiczymy, to po wyjściu za próg nagradzamy go ulubionym smakołykiem.
W ten sam sposób przepracowujemy wchodzenie do domu po spacerze. Lepiej gdy nasz pies wchodzi spokojnie i np. da sobie wytrzeć ubłocone łapy, niż miałby tam wpaść biegiem, przewracając dzieci po drodze 😉
Po co nam to ćwiczenie?
- Unikamy nadmiernej ekscytacji psa przy wyjściu na spacer, dzięki czemu nie ryzykujemy wyładowania przez niego emocji na sąsiedzie czy innym psie.
- Nie musimy gonić psa po całym mieszkaniu żeby mu zapiąć smycz. Często właśnie tak kończy się nadmierne pobudzenie przy drzwiach: pies bawiąc się z nami w kotka i myszkę wyładowuje emocje, a nam niejednokrotnie grozi np. spóźnienie się do pracy przez niesfornego futrzaka 😉
- Pies, który wychodzi z domu spokojnie, mniej ciągnie na spacerze dzięki czemu nauka chodzenia na luźnej smyczy jest dla nas mniej bolesna 😉
- Ćwiczenie to odnosi się do wszystkich drzwi: mieszkania, windy, klatki, furtki itp.
Te dwa ćwiczenia to podstawy w nauce samokontroli. Z czasem, gdy pies uczy się panowania nad sobą, zaczynamy pracować na wyższym poziomie 🙂